Mówi się, że Australia zaczyna siew Sydney i mimo tego, że turysta jak najszybciej chciałby zobaczyć bardziej egzotyczną Australię, a więc pustynię, Aborygenów to jednak to przepełnione słońcem i energią miasto potrafi zatrzymać na dłużej. Przebywając w tym mieście ma się wrażenie całkiem odmienne od innych dużych miast, w których wszyscy i wszędzie się śpieszą, że tutaj nikomu się nie śpieszy a ludzie to tylko plażują na pięknych plażach (Bondi Beach, Tamarama Beach, Bronte?), spędzają czas w winiarniach, kawiarniach i restauracjach i w ogóle nie spędzają czasu w swoich własnych domach.
Koniecznie trzeba odwiedzić najstarszą część miasta The Rocks, która zaczęła powstawać już w 1788 roku, gdy tylko pierwsi Europejczycy postawili nogę na tej ziemi.
Koniecznie trzeba znaleźć czas na lampkę wina w gmachu Opery, która jako symbol miasta powinna znaleźć się na szczycie listy miejsc godnych zwiedzenia. W gmachu tym jest tyle do obejrzenia i zwiedzenia, że jeśli ktoś ma wystarczająco dużo czasu powinien poświęcić tutaj cały dzień, aby zwiedzić nie tylko sam budynek, ale złożyć wizytę w Zoo Taronga i obejrzeć wieczorne przedstawienie?